ArtRank kontrowersyjne wyceny dzieł sztuki współczesnej

Wahania rynku sztuki nie są niczym niezwykłym. Prace danych artystów raz są na fali, aby potem sięgnąć dna recesji i niespodziewanie wypłynąć na kolejnej aukcji. Jednakże co się stanie, kiedy trafią w sieć skomplikowanych algorytmów, a ich ceny będą ustalanie na postawie liczby „Like’ów” na Facebooku albo komentarzy na Twitterze? Tak właśnie działa portal ArtRank, który w kontrowersyjny sposób wycenia dzieła sztuki współczesnej, narzucając  co jest trendy a co passé.

Portal ArtRank został założony z początkiem tego roku przez młodego Argentyńczyka Carlosa Riverę, który na swojej stronie podaje wyceny prac oraz pozycję na rynku określonych artystów współczesnych. Poszczególne oceny zostają oparte na takich danych jak: poprzednie sprzedaże, „wydajność” artysty, ilość wystaw, czy liczba wpisów na portalach społecznościowych. Środowisko kolekcjonerów, muzealników i artystów zastanawia się teraz czy internetowe algorytmy i wyniki pozycjonowania stron w sieci, są odpowiednimi narzędziami do oceny prac różnorodnych artystów, na tle tak skomplikowanych zależności jakimi rządzi się rynek sztuki.

Podczas, gdy osoby zainteresowane kupnem lub sprzedażą poszczególnych prac, przeglądając ArtRank jedynie dywagują, czy jest to kolekcjonerstwo czy inwestycja, prawdziwe przerażenie pada na artystów, którzy znaleźli się na liście portalu. Nawet jeśli ich pozycja okazuje się być wysoka oraz relatywnie korzystna, nie wiedzą oni jak wpłynie to na sprzedaż prac i ich miejsce w świecie sztuki. Zasady rządzące rykiem są zgoła brutalne, podając nazwisko określonego artysty w rubryce wskazującej na jak najszybszą sprzedaż jego prac, załamuje zarówno karierę stale aktywnej twórczo osoby, jak i rynek kolekcjonerski (jeśli nie inwestorski). Takie manipulacje są mniej groźne w przypadku ugruntowanych nazwisk, takich jak Andy Warhol czy Jean-Michael Basquait, mogą jednak zrujnować obiecującą karierę młodych artystów.

Kiedy portal ArtRank pojawił się i zaczął zdobywać popularność, ogólnie sądzono że jest on rodzajem żartu, czy też przewrotnego komentarza na temat kondycji sztuki i jej uzależnienia od rynku aukcyjnego. Niestety prawda okazała się być gorzka, jeśli nie wstrząsająca dla wielu artystów.

Wahania rynku sztuki narzucają nieraz szybkie kupno i sprzedaż dzieła (oczywiście z zyskiem), co sprzyja tworzeniu się bańki spekulacyjnej. Dla porównania, zyski ze sprzedaży dzieł artystów urodzonych po 1945 roku, przyniosły na zeszłorocznych aukcjach dochód rzędu 17 miliardów dolarów, co stanowi wzrost o 39% w porównaniu do 2012 roku. Już same aukcje sztuki współczesnej w tym roku w Nowym Jorku, sięgnęły kwoty 1 miliarda dolarów!

Rynek sztuki uwielbia plotki oraz rozmowy o sztuce i pieniądzach, dlatego też postać Carlosa Rivery i jego ArtRank, budzi takie zainteresowanie. Rivera rozpoczynał swoją karierę inwestora od prowadzenia małej galerii sztuki w Hollywood. Największe zyski osiągnął w czasie kryzysu 2007-2008, kiedy to inwestorzy niepewni rynku, bardziej przychylnie wydawali szczuplejące fundusze na dzieła sztuki niż akcje giełdowe.

Postać Carlosa Rivery jest doskonałym przykładem na to, że rynek sztuki nie może utrzymać swego stałego wzrostu, bez nieustannie poszerzającego się grona kolekcjonerów i inwestorów zainteresowanych pracami młodych artystów. Do tej grupy należą zarówno osoby szybko zyskujące fortuny, np. w branży elektronicznej, jak również młodzi kolekcjonerzy, zazwyczaj bez zbytniego doświadczenia, których nie jest stać na profesjonalnego doradcę w dziedzinie sztuki (inkasującego na wstępie do 50 000 dolarów). Idealnym rozwiązaniem wydaje się być portal ArtRank, który za jedyne 3 500 tysiąca dolarów na kwartał, oferuje dostęp do informacji zawartych w prostych tabelkach z hasłami „sprzedaj”, „kup”, „zlikwiduj kolekcję”.

Katarzyna Solińska

Art&Business

 

Zapisz

ZOSTAW ODPOWIEDŹ